sobota, 20 lipca 2013

ROZDZIAŁ IX



We swam among the northern lights
And hid beyond the edge of night
And Waiting for the dawn to come
And sang a song to save us all



Południowy wiatr zakołysał kwiatami Zatoki Przyjaźni, jakby chciał sobie zadrwić. Zorza zanurzała świat w bladej poświacie, prężąc swoje jasne smugi na tle ponurej szarości. Zdawała się trzymać nas wszystkich w białych mackach.
– Zobaczę jedną kroplę, a będziesz mógł upiec sobie szaszłyk z własnych ślepi nabitych na bełty. ­– Ruda chyba nie żartowała. A przynajmniej wyglądało na to, że trzyma tą kuszę nie od parady, o czym przekonał się już Sirrs.
– Niestety gustuję w innym menu. Mam wrażliwy żołądek. Na samą myśl o takich daniach choruję. A wiadomo, choremu człowiekowi lubią drżeć ręce…
Groźba zawisła w powietrzu. Promień słońca przebił się prze gęstą opończę chmur. Zalśniło srebrzyste, wżynające się w skórę ostrze, odbijając plamę światła na twarzy stojącego za rudą barczystego blondyna. Upięty wysoko kok z zbyt krótkich włosów, które wymykały się fryzurze i sterczały we wszystkie strony, nadawał mu niegroźnej prezencji. Zauważyłem jednak, że choć jedną dłoń trzymał na ramieniu kobiety, drugą opierał na przypasanym przy biodrze sierpieniu. Po ich prawej stronie stał wysoki elf. Złote włosy z rozplatającego się warkocza tańczyły wesoło koło jego twarzy, raz po raz wpadając mu do oczu. Niby mierzył we mnie tym groźnie zakończonym patykiem, ale wciąż wykręcał głowę, zerkając za siebie, gdzie porykiwał żałośnie zraniony smok.
– W dupę z tym… – Podjął jednak decyzję, opuszczając włócznie i biegnąc w stronę gnącej się wysokiej trawy.
Jego miejsce zajął chuderlawy, piegowaty chłystek o mysich, tłustych włosach i bezbarwnych, zmatowiałych oczach. Ściskał w rękach łuk, który był od niego większy, ale sprawiał wrażenie, że potrafi się nim posługiwać.
Najdalej stała albinoska. Obserwowała wszystko dużymi, mlecznymi oczyma, stojąc nieco na uboczu, jakby jej odmienność stawiała ją poza wszelkimi sporami. Rozwiane, śnieżnobiałe włosy dodawały jej upiornego uroku. Kiedy się poruszała, półtoraręczny miecz wlókł się za nią, zawadzając o ziemię końcem pochwy.
Centaur potrząsał czerwoną grzywą i parskał niespokojnie, wpatrując się w poszarzałego jimira, który szarpał desperacko za lotkę, próbując za wszelką cenę usunąć mierzwiący go kawałek drewna. Najwyraźniej nie był świadomy tego, że grot przeszedł na wylot i tylko pogarsza w ten sposób swoją sytuację.
– Powiedziałem – niech nikt się nie rusza! – zawołałem, widząc, że dragan podniósł się z ziemi, ignorując skaczącego koło niego elfa i brocząc obficie ciemną krwią. Z grotu włóczni, która jeszcze przed chwilą celowała we mnie złowrogo, jątrzyło się teraz zielonkawe światło, spływało po drzewcu i wsiąkało w zaciśniętą na nim dłoń złotowłosego, który próbował dosięgnąć zranionego boku bestii. Kiedy mu się to udało, zielone światło błysnęło, a dragan zaniósł się wysokim skowytem i chuchnął w elfa ciepłym podmuchem. Uzdrowiciel zachwiał się, przez chwilę machał rękami, chcąc złapać równowagę, ale ostatecznie i tak klapnął smutno na tyłek.
– Leyzzi, do cholery! – wydarł się za smoczydłem, które utkwiło teraz pełne nienawiści i żądzy mordu spojrzenie w Sirrsie i zaczęło przemieszczać się w jego stronę, pomagając sobie skrzydłami. Te chwiejne półskoki, okraszane pełnymi gniewu rykami, mogłyby być nawet zabawne, gdyby nie to, że zagrażały życiu jimira. Sirrs, teraz zielony na twarzy, przestał już sobie szkodzić, zamiast tego jednak stał jak sparaliżowany, nie myśląc pewno nawet o tym, by schylić się po upuszczone miecze. Wiedziałem, że jimir źle znosi rany skrzydeł, ale pierwszy raz widziałem, jak to wygląda. I przerażało mnie to bardziej, niż śmiałem przed sobą przyznać. Zupełnie jakby upośledziło to jego wszelkie funkcje życiowe. Może tak było. Patrząc na rozrastającą się po burym puchu szkarłatną plamę, możny by dojść do takich właśnie wniosków.
– Robicie wielki błąd! – krzyknąłem, zły, że dragan kolejny raz nic nie robi sobie z moich ostrzeżeń. – Nie chcę tego, ale jeśli na ziemie spadnie jeszcze jedno szare pióro, zabije dziewczynę!
– Zanim to zrobisz, będziesz oczekiwał na wieczne potępienie w krainie Yorlla – warknęła ruda.
Westchnąłem. Najwidoczniej kobieta nie miała pojęcia o misternej sztuce negocjacji. Na szczęście centaur zareagował prawidłowo. Pokłusował do smoczyska, próbując zagrozić mu drogę, korzystając ze swojego atutu, jakim w tym przypadku było ciało mustanga. Ale dragan, nie zważając na niego, wciąż parł naprzód.
– Stój, nie wiesz co robisz – ostrzegał czerwonogrzywy, cofając się przed nim nieco nieporadnie i wyciągając przed siebie ręce, jakby myślał, że zatrzyma go w ten sposób. – Chociaż raz posłuchaj co ci się mówi, stój. Nie jesteś sobą. I… krwawisz.
Zbielałe nozdrza nadymały się raz po raz. Zarżał cicho, wyczuwając zapach krwi, który drażnił jego końską naturę.
– Stój… – spróbował jeszcze raz, ale smoczy łeb uniósł się, wypluwając bicz bordowego ognia. Centaur stanął dęba i spłoszył się, kładąc po sobie spiczaste uszy.
Blondyn przyglądał się temu z zaciekawieniem, a kiedy półkoń-półczłowiek odgalopował, zakasał rękawy i najwyraźniej sam postanowił zając się smokiem. Jeszcze się nie domyślał, że przeliczył się ze swoimi możliwościami. Ruda, nie zdejmując mnie z celu, posuwała się powoli za nim.
– Ey, bracie, luz, nie ma co się spinać…
Jakby od niechcenia machnął smoczy ogon. Blondyn zatoczył się na kuszniczkę i oboje polecieli do tyłu. Upadli na plecy, a wycelowana w chmury kusza wypuściła bełt, który wzniósł się w niebo, zatoczył z gracją wysoki łuk, a potem zaczął opadać z coraz większą prędkością, by na koniec wbić się w moją stopę, skutecznie przygwożdżając ją do ziemi.
Przygryzłem się w już poturbowany język, zacisnąłem usta, powieki, pięści, zapominając, że wciąż trzymam sztylet. Oszołomiony nagłym bólem straciłem na moment wszelką kontrolę. Poczułem, jak na dłoni, w której trzymałem broń, zaciskając się lodowate palce. Wyszarpnąłem szybko rękę. Za szybko.
Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że mój nadgarstek zdobią sinoniebieskie pręgi, a lśniące ostrze jest oblepione krwią. W brew podejrzeniom krew była całkiem zwyczajnego koloru. A elfki nie było. Gromadzące się we mnie przeczucie katastrofy uwięzło mi w gardle, wraz z jękami bólu. Powoli spojrzałem w dół, ale nie leżała martwa pod moimi stopami, tak jak się obawiałem. Podniosłem wzrok, gorączkowo omiatając rozwój wydarzeń.
Albinoska dobyła miecza i skradała się do jimira od tyłu, centaur gdzieś zniknął, blondyn pomagał dźwignąć się na nogi rudowłosej, druid wciąż próbował podchodów do dragana, który już niemal miał Sirrsa w zasięgu ognia, a chudy wyrostek z łukiem celował teraz do mnie, ale w ogóle na mnie nie patrzył. Szybko znalazłem obiekt jego zainteresowania.
Elfka pewnym, szybkim krokiem przemieszczała się przez zieleń i błękit Zatoki. Jeden z nadpalonych rękawów odsłaniał teraz całe jej ramie, a poparzona ręka widocznie drżała. Drugą dłoń trzymała przyciśniętą do szyi. Intensywnie niebieskie, długie włosy powiewały za nią jak sztandar, wznosząc się wariacko pod wpływem nagłego, silnego wiatru. Ona również zmierzała w stronę Darona, zamierzając najwidoczniej przeciąć drogę smokowi.
Wyprzedziła go o mgnienie oka. Dragan był już wystarczająco blisko, widziałam jak się nadyma, przygotowując płuca do kolejnego plunięcia ogniem. Zanim jednak to zrobił, jego cel przesłoniła niewysoka, spiczastoucha kobieta.
– Przestań. – Ledwo usłyszałem jej cichy glos. Powiedziała coś jeszcze, ale nie potrafiłem rozróżnić coraz bardziej charkliwych słów. Dostrzegłem jednak, że minimalnie pokręciła głową, ale chyba tylko z przyzwyczajenia, bo jej cierpiący syk dosłyszałem już bez trudu.
Bestia sypnęła do góry kolejnym płomieniem, niemal tak czarnym, jak uchodząca z niego posoka. Warczał, bił ogonem o ziemię, aż byłem pewny, że wypłoszył spod ziemi wszystkie diabły, wyrzucał coraz bliżej elfki swoje czarne jęzory, ale ona wciąż osłaniała jimira swoim ciałem i nawet nie drgnęła. Do smoczych strumieni dołączyły nagle turkusowe, zimne płomyki. Zdawało się, że teraz ognie walczą ze sobą, wściekle sycząc, pożerając się nawzajem, tańcząc coraz bardziej jaskrawie. Błękitne i ciemnoczerwone iskry szalały w powietrzu, aż kłębiąca się ognista kula prysła z trzaskiem, zostawiając strzępy siwego dymu.
– Mnie nie pokonasz ogniem – zabrzmiał zupełnie ochrypły szept. – Nikogo dzisiaj nie zabijesz, Leyyzi. Po prostu.
Kolejny nasycony szałem ryk zatrząsnął ziemią, ale niemal utonął w wyciu wiatru, który tarmosił coraz mocniej wszystkim, co miał na swej drodze. Byłem pewny, że cierpliwość dragana już się wyczerpała, że runie czarny ogień i spali doszczętnie i Sirrsa, i dziewczynę, choćby to miała być ostatnia rzecz na jaką starczy mu sił, które najwidoczniej opuszczały już elfkę. Spomiędzy jej zaciśniętych na szyi palców sączyła się coraz większymi strużkami jasna krew. Kiedy znów otworzyła się smocza paszcza, tym razem nie mająca zamiaru wysyłać ostrzegawczych iskier, niebieskowłosa oderwała palce od rany. Z jej dłoni buchnął potężny błękitny ogień, a z jej rany buchnęła czerwień. Nim jednak jej płomienie zderzyły się z czarnymi ogniami dragana, nim rozstrzygnęło się, czy gorąc wygra z mrozem czy mróz z ukropem, zerwał się prawdziwy huragan. Wirujące, szczupłe tornado wpadło między nich, pochłaniając ogień i przewracając wszystkich stojących w jego zasięgu. Miałem wrażenie, ze elfka przewróciła się już wcześniej, najprawdopodobniej zemdlała z powodu utraty krwi.
Płonące tornado pognało na Zatokę, gdzie rozrosło się, rozsypując żar na niebieską łąkę, aż zostały z niego tylko ciepłe powiewy. Widząc, że wszyscy znów przytulają ziemię, również padłem na trawę. Przy odrobinie szczęścia zbliżająca się zza wyżyny Cyntji postać weźmie mnie za martwego i może jeszcze uda mi się bezpiecznie wrócić do Angradu, zapominając o swoich niedorzecznych pomysłach raz na zawsze.

8 komentarzy:

  1. Już czytałam. Po prostu nie wiem co napisać :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. NIE! Nie mam po prostu do czego się czepiać! Jesteś boska Mil, ale na serio nie ogarniam po co ona ryzykowała życiem dla jakiegoś pierzastego... no jakiegoś tam.

      Usuń
  3. ach. Postaram sie to troche wyjasnic w nextcie.

    OdpowiedzUsuń
  4. No, w końcu nadrobiłam :D Gdzieś na początku zauważyłam literówkę, "prze" zamiast "przez". (Ale o rany, w końcu widzę kogoś, kto pisze "strużka" poprawnie :D)
    Wspominałam już, że uwielbiam smoki? Więcej ich poproszę!
    Czekam na to wyjaśnienie, ciekawa jestem.
    Wybacz, że tak krótko, ale... też nie wiem, co napisać :D

    OdpowiedzUsuń
  5. o ja biedna, a ja tak czekam na te komentarze, pierwsze rozdzialiki z jakaś akcja powiedzmy i kompletnie nie wiem jak mi to wyszło! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pytałaś czy czytam jeszcze coś u ciebie, a ja odpowiadam, że no jasne! Po prostu ostatnio nie mam czasu na komentarze i u wielu osób z nimi zwlekam. Zupełnie niepotrzebnie, bo potem znowu nie będę mogła ich ogarnąć. A co tam!
    A rozdział? Oczywiście, że mi się podobał. Lubię twoją twórczość, dobrze o tym wiesz! Nikt nie prowadzi akcji w taki sposób, nikt nie łączy tak świetnie dozy humoru i napięcia. No jesteś po prostu bezbłędna. Tak jak twoi bohaterowie.
    W sumie nie mam pojęcia co napisać, odbiję to sobie następnym razem, bo gniewny yorkołak stoi nade mną (dobra, pode mną) i domaga się spaceru, więc nie mogę mu odmówić.
    Trzymaj się.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Baltimore International College to miejsce, do którego z pewnością się wraca. College ten to placówka z wieloletnimi tradycjami, gdzie młodzi ludzie mogą rozwijać swoje pasję i kształcić się w wybranym przez siebie kierunku. To tutaj pomagamy w zdobywaniu odpowiedniej wiedzy i doświadczenia, a także prowadzimy ku drogom przyszłości niezwykłe talenty. W BIC ludzie odkrywają prawdziwych siebie, nawiązują się wieloletnie przyjaźnie, powstaje wiele ciekawych projektów badawczych i wypraw, które z pewnością długo pozostają we wspomnieniach. Jeśli więc pragniesz znaleźć się wśród ciekawych ludzi i przeżyć niesamowite przygody, to nie czekaj! Dołącz do nas.

    htttp://bi-college.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń