“God and His priests and His kings
All were waiting
All will wait
As they go over
Held between heaven and hell
Their hearts are hunting
Still hunts hope ever and ever”
To
był jeden z tych pochmurnych, bezsensownych dni. Cisza dzwoniła w uszach,
wytłumiony świat nie życzył sobie towarzystwa słońca. Jedynie zalegający
wszędzie śnieg dodawał niejasnej otuchy. Wymknęłam się z zimnego pokoju, serce
podchodziło mi do gardła, ale podjęłam decyzję. Było jeszcze bardzo wcześnie,
świt dopiero się ocknął, istniała więc spora szansa, że nikt się o niczym nie
dowie.
Marmurowe posadzki bolesnym chłodem częstowały moje bose stopy, ale fakt, że moich kroków nie było słychać, wspomagał mój upór. Zbiegałam po niekończących się schodach, aż znalazłam się na parterze. Straże strzegące głównych wrót spały. Wybrałam korytarz na prawo i jak najszybciej znalazłam się na jego końcu. Tu czekało mnie najtrudniejsze zadanie – wejście do lochów. Nie udało mi się zdobyć kluczy, więc miałam tylko jedno wyjście. Wiedziałam, że w tej sytuacji nic nie dałaby mi nawet peleryna niewidka. On i tak będzie wiedział, czyja sprawka.
Marmurowe posadzki bolesnym chłodem częstowały moje bose stopy, ale fakt, że moich kroków nie było słychać, wspomagał mój upór. Zbiegałam po niekończących się schodach, aż znalazłam się na parterze. Straże strzegące głównych wrót spały. Wybrałam korytarz na prawo i jak najszybciej znalazłam się na jego końcu. Tu czekało mnie najtrudniejsze zadanie – wejście do lochów. Nie udało mi się zdobyć kluczy, więc miałam tylko jedno wyjście. Wiedziałam, że w tej sytuacji nic nie dałaby mi nawet peleryna niewidka. On i tak będzie wiedział, czyja sprawka.
Na
nic nie liczyłam, ale mimo wszystko najpierw nacisnęłam klamkę. Nie rozczarowałam
się. Drzwi były zamknięte. Ukucnęłam i
położyłam na nich ręce. Zamknęłam oczy i jedyne czego teraz pragnęłam, to żeby
ogień nie był duży, nie za duży na moje siły. Najlepiej tylko żar albo niech to
będzie płomyk, coś co utrzymam pod kontrolą. Poczułam swąd drewna, nieśmiało
uniosłam powieki. Odetchnęłam. Dobrze. Przede mną była wypalona dziura
wielkości moich dłoni. Drzewo wciąż się tliło, ale nie płonęło. Jeszcze kilka
chwil i już przeczołgiwałam się na drugą stronę. Otrzepałam się z kurzu i
natychmiast poderwałam na nogi. Biegiem puściłam się między celami. Na samym
końcu znajdywały się jednak kolejne drzwi. Powtórzyłam proces ich pokonywania.
Teraz znalazłam się w niskim, piwnicznym pomieszczeniu. W kącie coś cicho
skomlało.
Zdjęłam
blokadę z klatki i wyciągnęłam z niej ostatniego wilczka. Zawarczał na mnie,
pokazując kły, ale ja wiedziałam, że jest bardzo słaby. Bez strachu wzięłam go
w ramiona.
-
Mej vi, wilku, mej denoelu vi, zobaczysz.
Tuląc
go do siebie ruszyłam z powrotem. Przez wyrwy w drzwiach najpierw przeciskałam
jego, potem sama się przedostawałam. Nie próbował uciekać, ani atakować. Jego
złociste oczy miały mętny, obojętny wyraz.
Znów
znalazłam się w pobliżu strażników. Wciąż spali, ale miałam coraz mniej czasu.
Przeszłam obok nich na palcach, tym razem wybierając drugi korytarz. Jeden z
nich zachrapał głośno, obróciłam się, żeby upewnić się czy wciąż śpi i w tym
samym momencie szczenię podjęło udaną próbę wyrwania się z moich rąk. Straciłam
równowagę i z głuchym plaskiem wylądowałam na podłodze.
-Aaaaał!!!
– nie zdążyłam się powstrzymać. Obok mnie najeżony wilczek, z nisko pochylonym
łbem wpatrywał się w wartownika, który właśnie otworzył oczy. Podskoczyłam,
zgarnęłam szczeniaka w ramiona i z dziką desperacją wystartowałam przed siebie,
słysząc za sobą ponaglające głosy i tupot obutych w trzewiki nóg straży.
Dopadłam wejścia do kuchni, przez którą można było wydostać się na tyły zamku.
Wybrałam tą drogę, bo wiedziałam, że było to jedyne wyjście, którego nie
zamykano na noc. Westa, stara kucharka, nigdy o tym nie pamiętała. Z impetem
uderzyłam w drzwi, na szczęście od razu się otworzyły. Wpadłam po kolana w
śnieg, przez co moje tempo gwałtownie opadło. Po kilku rozpaczliwych susach,
usłyszałam ich tuż za sobą. Wyrzuciłam szczeniaka przed siebie, upadając w
zaspę. Niemal cały zapadł się w biały puch, lecz po chwili zwrócił w moją
stronę zdziwiony pyszczek.
-
Uciekaj!!! – krzyknęłam, strażnik brutalnie szarpnął mnie za rękę, żeby mnie
podnieść, a drugi zastanawiał się na głos, czy gonić zwierzę. – Nervegrate!!!
Zrozumiał
mnie, czy po prostu się wystraszył, najważniejsze, że skokami ruszył w stronę
lasu. Wartownicy wzruszyli ramionami, wlekąc mnie do zamku, a ja obserwowałam
go, póki nie znikł mi z oczu.
Kara
była surowa, choć nie do końca zamierzona. Kiedy straże przyprowadziły mnie do
holu, zbiegałeś właśnie na piętro, czarna peleryna łopotała za tobą jak żałobny
całun. W twojej obecności miałam zwyczaj wbijać wzrok w podłogę, jakbym widziała
w niej swoje objawienie. Tradycyjnie narastał we mnie lęk. Nic nie mogło mnie
zmusić, bym podniosła głowę. Czułam twój palący wzrok, nie zniosłabym go.
Słyszałam,
jak dyszysz ze złości. Już o wszystkim wiedziałeś. Twoja ręka spadła na mój
kark i nie zważając na moje protesty, zaprowadziłeś mnie na górę. Wystraszyłam
się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam, że pokój matki był zamknięty, ale
wystarczyło jedno twoje słowo, a drzwi z rozmachem uderzyły o ścianę.
Wepchnąłeś mnie bezpretensjonalnie do środka. Matka zerwała się z łóżka i
przykucnęła przy mnie, z troską odgarniając przyklejone do mojej upoconej buzi
kosmyki włosów. Patrzyła na mnie o wiele przytomniej niż zwykle, jakby osłabły
te twoje klątwy, które wciąż na nią rzucałeś. Jej łagodna twarz zdawała się
bardzo zmęczona i jakby opuchnięta. Przygarnęła mnie do siebie, a ja z ulgą
zarzuciłam jej rączki na szyję.
-
Twoja córka - cedziłeś, niemal nie otwierając ust – jest mi nieposłuszna.
-
Nasza córka, żałuję jak diabli, ale
to też twoje dziecko.
Jeszcze
nigdy nie słyszałam sprzeciwu w jej głosie. Ty chyba też, bo przez chwilę
panowało milczenie.
-
Moja cierpliwość właśnie się skończyła. Savahmonre! – wykonałeś dłonią szybki,
niemal niezauważalny gest, a jakaś siła odciągnęła mnie od mamy, której ciało
poderwało się do góry i zawisło z rozpostartymi ramionami kilka cali nad
podłogą.
-
Nie można…!
Chciałam
złapać ją za nogi i ściągnąć na podłogę, ale:
-
Ikani – rzuciłeś i już nie mogłam się poruszyć.
-
Codziennie daję ci okazję, żebyś dobrowolnie pozbyła się brzemienia swoich
tajemnic. Zastanów się, zanim odrzucisz tą szansę, bo jest ostatnia. Nie będę
tego dłużej tolerował. – Pusty był twój głos, nie nasycony żadną emocją i przez
to tym groźniejszy. – W jaki sposób zdobyłaś władzę nad drugim żywiołem?
Powietrze między wami iskrzyło.
Ale przeszywały je tylko wściekłe spojrzenia. Matka milczała, każdy miesień jej
ciała był boleśnie napięty. Znów chciałeś grzebać jej w głowie, poznałam to,
bo w taki sam sposób wyginasz usta, gdy
próbujesz tego ze mną. Ale ona była na to dużo bardziej odporna.
- Mort ilemente! Nie zmuszaj
mnie, żebym rozbierał cię na części, badając fragment ciała po fragmencie, aż
się w końcu dowiem, jak to możliwe.
Zza jej drżących warg pociekła
strużka krwi, ale nie powiedziała ani słowa. Łzy rozmazywały mi obraz,
- Dlaczego ona – ukuł mnie twój
pełen nienawiści wzrok – nie przejęła tego po tobie? Mówiłaś, że to
dziedziczne.
Kobieta roześmiała się drwiąco,
krew bryzgnęła z jej ust, a ten zimny
śmiech wciąż brzmiał, odbijając się od gołych ścian.
Podniosłeś w górę obie ręce.
Widziałam kumulującą się w nich siłę. Zacisnęłam powieki.
Coś huknęło, poczułam
przeraźliwy chłód, a potem zrobiło się bardzo gorąco. Zatoczyłam się,
odzyskując nad sobą panowanie. Ktoś złapał mnie za rękę.
- Musimy uciekać. Szybko.
Pociągnęła mnie za sobą, ale
zdążyłam rzucić okiem przez ramię, nim opuściłyśmy pokój. Komnata płonęła, a ty
stałeś nieruchomo, skuty lodem, jak wielka, wściekła i oszroniona rzeźba.
Te wspomnienia bledną w miarę
upływu czasu. Twarz ojca już dawno się zatarła, zostało tylko poczucie krzywdy,
morze żalu i gniew, który wzbierał, gdy sny przypominają mi strzępy
dzieciństwa. Pamiętam jeszcze ucieczkę i tę ostatnią noc. Na pewno padał śnieg,
a ty zostawiałaś za sobą krwawe ślady, jednak wciąż gnałyśmy przed siebie.
Wiedziałam, że jesteś na skraju wyczerpania. Nigdy w życiu nie było i nie miało już być mi tak
zimno. Całe moje ciało było odrętwiałe, zanikało czucie. To musiało trwać kilka
dni. Ta rozpaczliwa podróż. Słabłyśmy coraz bardziej, aż w końcu opadłyśmy z
sił. Pamiętam… Biała ziemia nasiąkała czerwienią. Miałaś takie sine usta… Tak
sine, jakby…
- Już… Jesteśmy daleko. Już cię
nie znajdzie.
Położyłam się obok ciebie.
Zmarznięty grunt z nieczułą apatią znosił nasze drgawki.
- Przyjdą po ciebie. Są w
drodze. Wiedzą, że tu będziesz.- Wyszeptałaś, a ja nie byłam pewna czy to
majaki, czy naprawdę coś mi obiecujesz. Po chwili uścisk, w którym więziłaś moją
dłoń osłabł. Ja też nie miałam już więcej siły.
Wtedy po raz pierwszy żywioł we
mnie zareagował instynktownie, bez udziału mojej świadomości. Ogarnęły mnie
płomienie i choć nie czyniły mi krzywdy, nie mogły też mnie ogrzać. A jednak
trzymały mnie przy przytomności, powoli się wynaturzając. Bledły, zmieniając
kolor na niebieski. Porwały moje włosy, które falowały jak pod powierzchnią
wody, elektryzowały, skóra głowy mrowiła mnie nieznośnie. Po jakimś czasie na
moją twarz opadły błękitne kosmyki. Ogień zmienił swoją strukturę i naznaczył
mnie widocznym piętnem tego zdarzenia. Upodobnił się do mrozu panującego wokół
i wciąż chłódł. Powoli przystosowywał temperaturę mojego ciała do warunków, w
jakich musiałam przetrwać. Wkrótce przestało mi być zimno, ale żywioł wciąż
pobierał ze mnie energię, dopóki nie osiągnął właściwości ciekłego azotu. Już
nie groziło mi zamarznięcie, ale byłam całkowicie wyczerpana.
Wtuliłam się w matkę, jeszcze
nie świadoma tego przeobrażenia, zbyt osłabiona, żeby zauważyć nawet, że jej
pierś już się nie unosi, a echo pracy serca, które powinno rozchodzić się po
ciele pulsami, zamarło. Że jedyne co mi teraz pozostało to lód i ogień,
elementy, które w niej żyły osobno, a we mnie z jakiegoś powodu się
zjednoczyły, ratując mi życie.
Wpis odpowiedni do mojego wisielczego humoru. Idealny. Pomagasz mi odkrywać jakieś nowe pokłady mej wyobraźni. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńAbsolutnie nie ma za co mi dziękować! piszę co mi sie roi w głowie, a jesli trafiam, moja radość potęguje się niezmiernie. Lecę do Ciebie, odkryc, co kombinujesz ;)
UsuńJa mam chorą wyobraźnię więc bój się :D Życzę Ci dużo weny i oby tak dalej!
UsuńTen rozdział, oprócz tego, że przemawia do mnie stylem, spodobał mi się z innego powodu - mam sentyment do wilków :) Piękne stworzenia. Jestem ciekawa, jak rozwiną się losy bohaterki i jej moc.
OdpowiedzUsuńDodałam Cię do listy czytanych na moim blogu. Powiadamiaj mnie też o wszelakich nowościach! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na 3 rozdział ;)
OdpowiedzUsuńO patrz, a ja byłam przekonana, że mam Cię w linkach, teraz sprawdziłam i nie, dobrze, że mi przypomniałaś :). Dziękuję i również poproszę o informacje o nowych rozdziałach w spamie.
OdpowiedzUsuńA, i jeszcze jedno, bo teraz zobaczyłam - tytuł to "Dusza ognia", nie "Dusza w ogniu" :)
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno, ale brak czasu.
Wiesz... uwielbiam Cię i nienawidzę jednocześnie. Tak bardzo zazdroszczę tego stylu, którym piszesz...
To co potrafisz utworzyć ze zwykłych literek jest niesamowite!
Co do treści tej notki. Nie umiem opisać jak bardzo podobają mi się emocje, które zawarłaś w tekście. Czytając to czujesz się jakby było się głównym bohaterem, albo po prostu w tym świecie.
Pozdrawiam! :)
Nowy rozdział na http://dusza-ognia.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńI znowu - jest już nowy rozdział :).
OdpowiedzUsuńNo, przeczytałam całość :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że bardzo ciekawe jest to, co piszesz. Zwłaszcza, że nie używasz konkretnych imion, jest po prostu on, ona i ja. A Bohaterka jest... ciekawa. Odnoszę wrażenie, że w pewien sposób zniewolona przez żywioły, które w niej istnieją, a są jeszcze poza jej kontrolą. Nie wątpię jednak, że w końcu nauczy się z nimi obchodzić. W końcu główni bohaterowie zawsze dają radę, prawda? No, prawie. Ale raczej tak.
Twój styl ma w sobie coś takiego, że jak już zaczniesz czytać, to nie możesz się oderwać, brawo! :D
Tylko wiesz co? Nie podoba mi się to, że zmieniasz "adresata". Generalnie całość czyta się trochę jak listy, tylko że raz przez "ty" masz na myśli ojca, potem matkę... Co więcej: czasami dajesz w trzeciej osobie, jak w tym rozdziale było "warknął", podczas gdy wcześniej "ty" był jej ojcem. Coś tu nie gra, nie uważasz? Brak w tym porządku, to może trochę mylić.
I co to są za dziwne słowa? Zaklęcia? Mowa rodowa wybrańców? Ciekawe...
Informujesz o nowościach czy coś? Zresztą... Dodam do linków i obserwowanych, postaram się być na bieżąco ;)
Taaak, trochę to zabrzmiało jakbyś się denerwowała, ale to nic, już śpieszę z pomocą :D
UsuńNie, nie możesz przechodzić z formy przeszłej na teraźniejszą, chyba, że opisujesz coś, co działo się wcześniej niż normalna fabuła kacji, czyli np. jakieś wspomnienia czy coś.
Forma na "ty" nie przeszkadza tak bardzo, ale może lepiej uporządkuj to w ten sposób, że podkreślaj, do kogo piszesz. Wiesz, jak w listach: Matko, Ojcze, coś w tym stylu. Skoro tak pisze Ci się najlepiej, to skup się na tym, że piszesz listy, wtedy możesz dawać takie zwroty typu droga... itd
Co do zmiany bohaterów - tak, na wielu blogach to występuję, sama tak robię w swoim dłuższym opowiadaniu ;) Tylko też z umiarem, żeby nie zapomnieć, kto jest głównym bohaterem, ale myślę, że to wiesz :D
Oh, już tyle mi pomników obiecano... Ale będę czekać na ten Twój także! :D
Pozdrawiam :)
U mnie czwóreczka :D
OdpowiedzUsuńE... Jeszcze jedno :D Jeśli masz ochotę to zajrzyj na mojego nowego bloga :) Zapraszam cię serdecznie.
OdpowiedzUsuństop-follow-me.blogspot.com
To jest... To jest wspaniałe. Weszłam tu zupełnie przypadkiem, przeczytałam prolog, by nie było, że się nie zainteresowałam, jednak wciągnęło mnie to bez reszty. Skończyłam ten rozdział i wpatruję się z niedowierzaniem na dziewczynę po prawej. Naprawdę? To już się skończyło? Jak tak możesz... Zaczynać coś takiego i zostawiać bez ciągu dalszego... Pisz, proszę, pisz, bom ciekawa... Nie mogę się doczekać, czym zaskoczysz mnie w kolejnej części, która, mam nadzieję, szybko się pojawi. ^^
OdpowiedzUsuńCoś ostatnio mam szczęście do trafiania na niesamowicie ciekawe i oryginalne historie... Pozdrawiam,
Kincaid
Róbta co chceta, byle było efektownie i godnie :D
OdpowiedzUsuńJestem na profilu humanistycznym, trochę to wbrew pozorom daje ;) A że akurat mam szczęście do polonistów... :D Poza tym piszę opowiadania na blogach już jakieś 5 lat, to mimo woli jakoś się wyrobiłam
Uuu, fotografia to ciekawe zajęcie ;D No to widzę, że znasz się na estetyce, hehe :D
Ostatnio wena dopisuje, więc, po raz kolejny, zapraszam na nowy rozdział na http://dusza-ognia.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńDodaj coś nowego bo tęsknię :c
OdpowiedzUsuńCzuję się zaintrygowana i nie mogę się doczekać, aż napiszę ten komentarz i przeczytam rozdział pierwszy. Początek nie czarował, znaczy się nie, może nie tak... Opis był plastyczny i przyjemny w czytaniu ale później, (nie wiem czy to moja wina, czy Twoja)po prostu się gubiłam. W jednej chwili główna bohaterka(pominęłam imię, czy go nie napisałaś? Ale jestem dzisiaj nie żywa!) stoi obok strażników i warczącego wilczka, w drugiej rzuca się do ucieczki, a kiedy wychodzi poza zamek, nagle wilczek magicznym sposobem jest w jej ramionach? Znowu coś przeoczyłam?
OdpowiedzUsuńW końcówce się zakochałam! Boże, lecę czytać dalej!
Widzę, że główna bohaterka (imienia jeszcze chyba nie było) posiada unikalny dar. Nawet własny ojciec znęcał się nad nią, bo nie potrafił zrozumieć, jak to możliwe, że posiada moc dwóch żywiołów. W dodatku są to ogień i woda. Hmm... dwa żywioły, które całkowicie ze sobą kontrastują. jeden usuwa drugi, przyczynia się do niego unicestwienia.
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że to tylko małe urywki tego, co tutaj zaprezentujesz. Aż boję się pomyśleć, na co jeszcze wpadniesz ^^