piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział IV


           Mrok się rozpraszał. Światło przedostawało się pod zamknięte powieki z łagodnością włóczni, wyrzuconej przez olbrzyma lekkoatletę. Umysł odrzucał bezbolesną świadomość snu, dopuszczając do siebie krzyki rzeczywistości. Ale nie, jeszcze nie byłam gotowa, jeszcze sekundę… Bogowie, co za diabelstwo grasuje po moim łbie, próbując rozsadzić mi czaszkę żelaznymi kopnięciami… Żołądek kurczył się i dźwigał w rytm nieznośnego łupania z tyłu głowy. Otworzyłam oczy i zaraz tego pożałowałam. Oślepił mnie pomarańczowy blask zachodu słońca.
Nawet gapienie się w sufit sprawiało mi duże trudności. Stękając wciągałam głęboko powietrze, ale pokój wciąż wirował. W końcu odrzuciłam kołdrę i usiadłam gwałtownie na skraju łóżka, czując że zbiera mi się na pawia. Ale na taką łaskę też trzeba sobie zasłużyć, więc mój pusty brzuch powykręcał się tylko na wszystkie możliwe sposoby, nie ofiarując nawet cienia ulgi. Ta krótka walka jeszcze bardziej mnie osłabiła. Mogłam tylko sapać z rezygnacją, opierają czoło o kolana.
Po kilku minutach jednak znalazłam w sobie trochę silnej woli, na tyle dużo, żeby się wyprostować i wstać. Chwiejnym krokiem pokonałam odległość dzielącą łóżko od komody i oparłam się o nią, zdobywając się na odwagę, by spojrzeć w wiszące nad nią zwierciadło.
Ktoś załomotał w drzwi i nie czekając na odpowiedź wparował do środka.
– No ja pierdolę… – skomentował Randy, patrząc na moją zieloną twarz. – Wystarczy, że mnie braknie na chwilę i już tu umieracie.
Podszedł do mnie i złapał za podbródek, przyglądając mi się z bliska, po czym wzdychając, sięgnął do swojej torby, z którą niemal nigdy się nie rozstawał i wyciągnął mały, przezroczysty flakonik. Zauważyłam, że wciąż ma na sobie podróżny płaszcz, zanim odchylił mi głowę do tyłu, wkrapiając coś do oczu.
– To kto cię tak urządził? – zamknął buteleczkę, wracając do przeszukiwania swoich rzeczy.
– Nikt.                                                                                                                                      
Przerwał wywalanie zawartości torby na pościel, żeby rzucić mi pełne ironicznego zdziwienia spojrzenie.
– No dobra, sama się tak załatwiłam – skorygowałam, mrugając szybko oczyma. –Przewróciłam się…
– Dziewczyno, ile razy ci mówiłem, że przy twojej dozie zaradności i niebywale zrównoważonym zmyśle równowagi, nie powinnaś wychodzić z płytowej zbroi.
– Byłam w zbroi.
– Aha – teraz wytrząsał resztkę medykamentów na swoje kolana. – W takim razie jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest zamknąć cię na zawsze w pokoju bez klamek, najlepiej obitym pluszem. O, jest!
Trzymał w ręce coś, co przypominało małe niebieskie perełki. Podał mi dwie z nich.
– Połknij. Nie wiem czemu ta jędza Zoe ci tego nie podała. To…
– Nie chcę wiedzieć co to jest – przerwałam mu, nauczona doświadczeniem, że w niektórych sytuacjach błoga nieświadomość nie jest niczym złym. Szybko i bez problemu połknęłam lek. – A Zoe też nie ma.
– Zostajecie bez uzdrowiciela i urządzacie tu sobie bijatyki? Pogrzało was?
– Nie mów do mnie w liczbie mnogiej, jeszcze się nie rozdwoiłam – warknęłam.
– Całe szczęście!
Już miałam coś na to odburknąć, ale poczułam, że ból głowy słabnie, więc ugryzłam się w język.
– Gdzie byłeś?
Otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale zaraz je zamknął, marszcząc brwi, jakby nagle przypomniał sobie o czymś nieprzyjemnym.
– Co to jakaś tajemnica? – fuknęłam.
– Forin z tobą nie rozmawiał? – odpowiedział pytaniem.
– Tak się składa, że ostatnio nie miałam wielu okazji, by z kimś rozmawiać, ponieważ leżałam tu nieprzytomna! – zdenerwowałam się.
– Byłem z krasnoludami w Angardzie. Zdobyliśmy trochę prowiantu i… informacji.
– Elf włóczący się z krasnoludami po tym czarnoksięskim miasteczku? Kiedy tam byłam, odniosłam wrażenie, że mieszkańcy nie są zbyt tolerancyjni.
– Tak sądzisz? – wygiął usta w kpiącym uśmiechu. – Tylko, że my, w przeciwieństwie do niektórych butnych, rozwydrzonych elfek, zadbaliśmy o odpowiednie pozory i nie wdawaliśmy się w bójki z miejscowymi.
Nadęłam się, rozgniewana, ale żadna riposta godnej ciętości nie przyszła mi do głowy. Zrobiłam więc tylko obrażoną minę i w milczeniu znosiłam fiołkowe, rozbawione spojrzenie.
– Wal się! – uwolniłam w końcu z siebie emocje, gdy przedłużająca się cisza pogłębiła napięcie.
Randy roześmiał się głośno, odgarniając z twarzy ciemnozłote kosmyki, którym udało się uwolnić z długiego warkocza. Kiedy się uspokoił, zaczął zbierać swój aptekarski asortyment.
– No, więcej zrobić nie mogę, teraz pomoże ci już tylko porządna kolacja.
– Nie jestem głodna – odpowiedziałam wciąż nadąsanym tonem.
– Nie bądź śmieszna – żachnął się.
Westchnęłam z rezygnacją i  skierowałam się w stronę wyjścia.
– O nie, przecież mówiłem, że masz się nie forsować, przynajmniej dopóki się nie posilisz! Myślisz, że łatwo jest zdobyć nasiona nieboskłonów? A nie jesteś jedyną niezdarą w tym pokręconym towarzystwie!
Lekko wystraszona tym ochrzanem posłusznie usiadłam na skraju łóżka.
– Nie ruszaj się stąd, zaraz tu kogoś po ciebie…
Na korytarzu rozległ się znajomy tupot kopyt, a po chwili drzwi znów uderzyły o ścianę i w progu pojawił się centaur.
– Włazicie tu jak do obory! – zaprotestowałam.
– A czego się spodziewałaś po koniu? – zapytał z przekąsem Randy.
– Eee… no dobra, mustangu. Rumaku. Parzystokopytnym – poprawił się, widząc smętny wyraz na twarzy Sevlyna. – Zjawiłeś się w samą porą, właśnie potrzebowaliśmy jakiegoś kucyka.
– Dawno ci chyba żaden kucyk nie zasadził z kopyta, co Ran? – odgryzł się centaur. – Wpadłem sprawdzić jak się czujesz – zwrócił się do mnie.
– Dzięki, Sev. Już lepiej. Ale ten stuknięty elf nie pozwala mi zejść na kolację.
– Nie bez powodu! Tak się składa, że ten stuknięty elf wielokrotnie ratował wam dupska, więc chyba warto mu zaufać w niektórych sprawach!
Sevlyn posłał mi porozumiewawcze spojrzenie i uśmiechnął się, po czym usiadł na zadzie i ugiął przednie nogi.
– Wskakuj – powiedział.
– Jesteś pewien…? – zapytałam niepewnie.
– No dawaj.
Wciąż się wahając podeszłam i przysiadłam bokiem na jego grzbiecie. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby Sev komuś pozwalał się dosiąść… Nie bardzo wiedziałam czego się złapać, gdy zaczął się podnosić. Ciemnoczerwone włosy przyrastały do szyi i aż do miejsca, w którym wyrastała brązowa sierść, tworzyły bujną grzywę. Obejrzałam się nerwowo do tyłu, ale prócz czarnych cętek na kasztanowej maści i machającego ognistego ogona nie ujrzałam nic, co mogłoby posłużyć za uchwyt. W ostatniej chwili zdecydowałam się złapać za skórzaną kurtkę, którą zazwyczaj wkładał bardziej z przyzwyczajenia niż konieczności.
– No i gitara, to wio! – zawołał elf.
Za moment usłyszałam za sobą świt i parskanie, jakby kogoś maznął po pysku koński ogon.

Pomału szliśmy obniżającym się korytarzem. Komnata, którą zajmowałam, znajdowała się w okolicy podwyższonego parteru i było to najwyżej usytuowane miejsce twierdzy. Cała warownia ze strony architektonicznej prezentowała się dość okazale. Jak wszystko, co wyszło spod rąk krasnoludów, wyposażona była w niebywale przestrzenne sale, z wysoko zawieszonymi sufitami, opartymi na monumentalnych filarach. Nadnaturalnej wielkości kamienne figury, przedstawiające krasnoludzkich władców oraz postacie z ich legend, wychylały się ze ścian i kątów pomieszczeń, potęgując wrażenie kolosalności. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że krasnale w ten sposób coś sobie rekompensują, ale jakaś część wbudowanej elfickiej uprzejmości zawsze doradzała mi ostrożność w kwestii wypowiadania się na ten temat. Chociaż może to nie dobre maniery mnie powstrzymywały, tylko chłodny, taksujący wzrok Forina, który czasem zdawał się tylko czekać, aż dam mu najmniejszy pretekst, żeby treningi jakie mi fundował stały się naprawdę niebezpieczne…  Może to po prostu instynkt samozachowawczy. Pan nasz Wszechogarniający jedynie wie, co by się działo, gdybym poczyniła niestosowne aluzje pod adresem małego rodu, skoro moja głowa już z ledwością trzyma się karku.
Mijaliśmy Główne Wrota, które znajdowały się u stóp góry, zamaskowane dokładnie w mrokach jednej z licznych na tym terenie jaskiń, gdy Wrota zaskrzypiały potężnie i zaczęły się uchylać. Sevlyn zawrócił, pocierając kopytem o zakurzony kamień. Randy również się cofnął, ściągając ze ściany jedną z pochodni. Przylgnęłam do szyi centaura, wpatrując się w ciemność. Na jej tle pomału zarysowywała się męska sylwetka, oświetlona pomarańczowym blaskiem ognia. Człowiek. A raczej dragan.

– Po-kój jimirom… i chwa-ła… żywiołom. – mruknął hasło.
Wszędzie poznałabym ten chrapliwy, zacinający się głos. Dragan wszedł w krąg światła, którą rzucała pochodnia, łypiąc nieprzyjaźnie na elfa swoimi intensywnie żółtymi oczami. Zawsze mnie dziwiło, że nie przecinają ich pionowe źrenice, chociaż kilka razy, podczas szczególnie jasnych pór dnia wydawało mi, że zwężają się nienaturalnie.
– Leyzzi? – dopytał Sevlyn, mrużąc oczy, by lepiej się przyjrzeć.
– Nie, kurwa, akwizytor… – odburknął Leyzzi. ­­– Czy żądałbym zbyt wiele, gdybym prosił, żebyś zabrał tą cholerną pochodnie trochę dalej od mojej twarzy?
Randy odsunął się od niego, wywracając oczami, a kiedy odwrócił się w naszą stronę, dostrzegłam, że porusza bezgłośnie ustami, jakby kogoś przedrzeźniał. Centaur parsknął krótkim śmiechem przypominającym rżenie. Leyzzi obrzucił go morderczym spojrzeniem, a gdy nas mijał dosłyszałam jak mruczał coś o jucznych zwierzętach i apetycie na konine. Sev głośno przełknął ślinę, patrząc za oddalającą się postacią.
Elf wymamrotał pod nosem jakieś przekleństwo, klepiąc pocieszająco Sevlyna po zadzie. 
– Myśli, że jak będzie na wszystkich warczeć to nas wystraszy.
- Weź rękę z mojego tyłka, okey?

Resztę drogi do Sali Przodków przebyłam wtulona w czerwoną grzywę. Ran mógł sobie mówić, jak to wcale się nie boi Leyzzi’ego, ale we mnie budził on bezsprzeczny lęk. Nie tylko dlatego, że był kim był… Na Liv Solterze żyły stworzenia dużo groźniejsze, niż draganie, może nie dużo groźniejsze, ale… dużo bardziej Złe. Ale on… On był po prostu… Szukałam odpowiedniego określenia, które oddałoby całe jego grubiaństwo, opryskliwość, pychę i bezczelność, ale nic bardziej trafionego niż „Leyzzi” nie przyszło mi do głowy.
Paradoks polegał na tym, że więcej strachu wzbudzał we mnie w ludzkiej postaci. Ja i moje nadwrażliwe wnętrze unikaliśmy wszystkiego, co nie liczyło się z uczuciami innych, raniło świadomie lub nie i narażało na ryzyko histerycznego płaczu. W smoczej powłoce miał tą jedną zaletę więcej – nie umiał mówić. A przynajmniej wtedy nikt nie rozumiał jego ryków.
Wydrążony w kamieniu korytarz wciąż się wznosił się i rozwidlał. Jedynym jego plusem było to, że nie istniały tu schody. Forteca powstała z myślą o bezpieczeństwie krasnoludów, lecz również ich wierzchowców, którymi zazwyczaj były szkolone i przystosowywane do trudnych warunków muflony. Nie lubiłam samotnie wałęsać się po warowni, jeśli akurat nie miałam ochoty na przygody. Nie tylko dlatego, że czułam się nieswojo w chłodnych ciemnościach. Mój zmysł orientacji pozostawiał wiele do życzenia, a trafić tu w zamierzonym celu w odpowiednie miejsce było przedsięwzięciem zdecydowanie przekraczającym moje możliwości.
Tak jak wtedy, gdy zabłądziłam w stromym, wąskim holu:

Ze zrezygnowaniem wspinałam się po stromej, spiralnej powierzchni, wiedząc że jeszcze nigdy nie byłam w tej części twierdzy, ale podmuchy świeżego powietrza działały na mnie niczym jakieś otumaniające opary. Nie mogłam zawrócić nie sprawdziwszy, co znajdę na szczycie. Powoli robiło się coraz jaśniej, aż w końcu przed sobą ujrzałam wylot na turkusowe, powlekane lekkimi chmurami niebo. Po długim błądzeniu w półmroku byłam oczarowana tym widokiem. Chwilę trwało zanim moje oczy przyzwyczaiły się do światła. Osłaniając je dłonią, rozejrzałam się.
Znajdowałam się na skalnej półce, zawieszonej gdzieś w połowie wysokości góry, wewnątrz której maskowało się siedzisko gildii. Nie było mowy, by dostać się tu w inny sposób, niż w ten, który mnie tu przywiódł. No, ewentualnie można tu przyfrunąć, skonstatowałam, gdy ujrzałam smoka, siedzącego na wyrąbisku skalnym tuż nad przestrzałem.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę na co patrzę. Krzyknęłam krótko, odsuwając się w stronę urwiska, wciąż bardziej zdumiona, niż przerażona sytuacją. Smok, zaalarmowany już moją obecnością, otworzył żółte ślepia. Przez chwilę mi się przyglądał i byłam pewna, że zastanawia się, czy zgłodniał na tyle, by w coś się angażować, a potem rozłożył czarne, skórzaste skrzydła, jakby podjął niekorzystną dla mnie decyzję. Instynktownie odskoczyłam do tyłu, a świadomość, że właśnie znalazłam się na skraju przepaści, nie dodawała mi otuchy. Jednak bestia nie atakowała, wciąż łopocząc rozłożystymi skrzydłami i przekrzywiając lekko łeb. Wtedy zdałam sobie sprawę, że znam skądś to kpiące, jadowicie żółte spojrzenie… Skrzydła nie wyrastały z grzbietu, lecz z przednich łap, a może to one wykończone były chwytnymi szponami… Tworzyły jedną całość, podczas gdy u smoków stanowiły zupełnie oddzielne, samodzielne kończyny. Był też mniejszy niż dorosłe smoczysko, a jeśli nie był młodym, musiał być draganem.
Smok zahaczył szpony o skałę i dość pokracznie zlazł na półkę. Znajdował się teraz zaledwie metr ode mnie, a ja przyglądałam mu się oniemiała. Słyszałam kiedyś jak Harper mówił, że Leyzzi Brist to potwór, ale nie potraktowałam tego dosłownie, a teraz… Nie, nie nazwałabym go potworem. Było coś hipnotyzującego w lśnieniu czarnych łusek, coś fascynującego w kształcie smoczego pyska i coś niebywale interesującego, nawet pociągającego w ogromnym całokształcie, zdobionym biegnącymi przez kręgosłup, aż po koniec ogona kolcami.
Zdałam sobie sprawę, że wciąż mam rozdziawioną buzię, więc szybko ją zamknęłam, aż rzędy zębów stuknęły o siebie nieprzyjemnie. W  żółtych oczach dostrzegłam rozbawienie.
– Łał… ­– wydusiłam z siebie. – Ależ z ciebie przystojniak…
Wydał z siebie parsknięcie, a z nozdrzy buchnęła mu chmura dymu, od której się rozkaszlałam. Zaraz potem odbił się od skały i wzbił w powietrze. Jeszcze długo tam stałam, nie mogąc oderwać od niego wzroku.

W połowie Przejścia Otchłani usłyszeliśmy krzyki, a kiedy się zbliżyliśmy bez trudu można było rozpoznać w nich krasnoludzkie bluzgi.
– Co się tu dzieje? – zapytałam, gdy znaleźliśmy się w przedsionku Sali, gdzie znajdowała się jadalnia. Ześlizgnęłam się z grzbietu centaura i stanęłam między Varnem i Grotem, którzy skakali sobie do gardeł.
– Ten gharzu zniszczył nasze źródło!
– Co ty wygadujesz, Grot. Jak można zepsuć…
– Sama zobacz, patrz! – złapał mnie za rękę i przyciągnął do ściany. Była zwykle mokra, a ze szczeliny, która rozciągała się w poprzek niczym kamienne usta, zazwyczaj wypływał niemrawy strumyk zimnej, czystej wody. Ale nie tym razem. Przyglądałam się ze zdziwieniem suchemu rozdarciu.
– Jak to się stało? – spytałam, marszcząc brwi.
– To on to zrobił! – Grot kiwnął głową w stronę Varna, patrząc na niego z byka.
– No ale w jaki niby sposób?
– Wkładał tam swoje brudne łapska!
– Chciałem odsunąć kamień, bo ledwie ciekło! – tłumaczył się Varn. Był spod żywiołu ziemi i mimo, że był jeszcze młody, nawet jak na krasnoluda, rozwinął w sobie duże moce żywiołu, które objęły też kamień. Wciąż przypatrując się ścianie z zakłopotaniem, mierzwiłam sobie w roztargnieniu włosy.
– Ale wy macie powody, żeby się prać po mordach, naprawdę… – zbagatelizował sprawę Randy, stając w szerokim progu Sali. ­– Halda! Haldaaaa!
Krzyknął jeszcze kilka razy i wkrótce żwawym krokiem podeszła do nas jasnowłosa krasnoludka, wycierając gliniany kubek w zszarzały fartuszek, który zawiązany miała na prostą sukienkę.
– Zrób z nimi porządek, moja droga, błagam – poprosił elf. – W końcu to twoja dzika krew.
Halda prychnęła i wcisnęła mu w ręce brudny kubek.
– O co chodzi?
Dwaj rozgorączkowani bracia zaczęli jej tłumaczyć w czym rzecz, gestykulując gwałtownie. Po chwili krasnoludka westchnęła i zbliżyła się do źródła. Położyła na skale drobne dłonie i przywarła do niej policzkiem.
Wargren!
Jej ręce zadrżały, zadrżało lekko sklepienia, a z suchej szczeliny powoli zaczęła sączyć się woda. Krasnoludy zaklaskały i wydały radosne okrzyki, gratulując Haldze dobrej roboty. Krasnoludka pokraśniała, ale machnęła tylko lekceważąco ręką, jakby każdy, kto władał wodą, mógł tego dokonać. Ale taka już była Gildia Cieni. Z tego co zaobserwowałam, przeważały tu nieprzeciętne zdolności. Przyłączyłam się do krótkich pochwał, ucieszona też z innego powodu. Lekarstwa załagodziły wszystkie dolegliwości i teraz odczuwałam już tylko porządny głód. Marzyłam, by już zasiąść do kolacji.
Jednak gdy się odwróciłam, by za wszystkimi wejść do Sali Przodków stanęłam twarzą w twarz z Forinem i mój apetyt gdzieś się ulotnił.
– Widzę, że już ci lepiej? – zapytał i zadawalając się moim nieśmiałym skinięciem głowy, ciągnął dalej niepokojąco spokojnym tonem. ­– Nie będziesz więcej trenować poza warownią.
– Ale… jak to?
– Randy ci nie mówił?
– O czym, do cholery, ciągle ktoś mi nie mówi!
Dopiero teraz się nachmurzył, podając mi trzymany w ręku papier, którego nie zauważyłam.
Był to list gończy. Portret poszukiwanej przedstawiał niebsiekosowłosą, spiczastouchą kobietę, która wyglądała zupełnie jak ja.
– Cała okolica jest tym udekorowana – poinformował mnie ponurym tonem, – więc to chyba jasne.
– Co-o jest takie jasne? – głos mi zadrżał. Wciąż przyglądałam się niezwykle wiernemu rysunkowi.
– Masz zakaz opuszczania warowni. Nie waż się wystawić choćby czubka nosa.

_________________________ 

Pozwolę sobie zadedykować rozdział Ryksie, która skutecznie skopała mi dupsko, prowokując do jakiegoś działania <pokłon> No cóż, każdy z nas chyba czasem potrzebuje jakieś opływającej w przemoc motywacji ;D Mam taki plan być tu częściej, wybaczcie ^^

25 komentarzy:

  1. Dupsko twoje po raz kolejny kopane jest! Jaka Ryska??? RYKSA!
    kto? co?(jest zawsze) RYKSA
    kogo? czego?(sie nie spamuje) RYKSY
    komu? czemu?(zaglada się na bloga) RYKSIE
    kogo? co?(reklamujesz linkiem) RYKSĘ
    z kim? z czym?(się rozmawia na gg) z RYKSĄ
    o kim? o czym?(się rozmawia z innymi blogerami by zaglądali na blogi) o RYKSIE
    o wspaniała! RYKSO!
    ***
    Rozdział fajny, mimo że znowu wszyscy korzystają z pomysłu na człowieka-smoka(nienawidzę was za to)Dobrze że będziesz tu częściej, może Ryksiunię biedną, samotną wspomożesz, samoocenę wirtualną podwyższysz komentarzem na Opowieściach Spisanych i rozdziały będziesz częściej dodawać.


    OdpowiedzUsuń
  2. Juz! Poprawione! Wybacz, jednak we łbie się nocą człowiekowi miesza...:P

    Arggghh... jedyne na co jestem uczolona to jak się ktos do mnie zwraca w liczbie mniegiej, grrr :D No, inspioracja płynie z zewnątrz... A wykaże sie igorancja i powiem Ci, ze ja nie czytałam jeszcze o czlowieku smoku nigdzie.... A nie stronie od fantasy przeciez ;) Oczywiscie slyszalam, ale bardziej widzialam... w grach, na dv. A czemu Cie tak taki stwor nerwuje?

    No! Już płyne na opowieści ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JA WYMYŚLIŁAM TAKĄ FORMĘ SMOKA! W mojej fantastyce występują właśnie takie smoki-szlachcice a tu widzę i ty i na sekret-istoty i na niebieski-ogień... no ale moje oczywiście ładniejsze są :D

      Usuń
  3. Wiesz ile fantastycznych rzeczy JA wymyśliłam, a potem wszyscy ode mnie ściągnęli??? Nawet jakiś Parandowski :D:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Już jestem po konsumpcji rozdziału, zatem mogę się wypowiedzieć. Ostatnio właśnie myślałam sobie o centaurach, że to nawet spoko istoty i masz, jakby specjalnie dla mnie, pojawia się jeden w opowiadaniu. Jego cięta gadka wywołała mimowolnie poderwanie się kącików ust ku górze w wyrazie prawdziwego zadowolenia. A ten Leyzzi w rzeczy samej intrygujący gość. Mimo iż nie grał zbyt dużej roli w tym rozdziale moje skupienie w większości padło na niego. Jego opis jako smoka w dziwny sposób oczarował mnie tym mistycyzmem w nim zawartym, jego ślepia zaś, choć tylko wyobrażone w umyśle, wyraźnie mnie oczarowały. Wszystko było piękne, ciekawe z humorem niebanalnym, nic ino czekać na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wstydź się niedobry człowieku, jak mogło cię tyle tutaj nie być? Stęskniłam się, no!
    Tylko co ja tu mogę napisać, hę? Podczas czytania miałam tyle pomysłów, co do słów, którymi mogłabym cię uraczyć, a teraz mam w głowie kompletną pustkę. No ładnie...
    Po prostu podobało mi się! Uwielbiam w twoim opowiadaniu ten luz i genialny humor, którym się posługujesz. Uśmiałam się czytając rozmowę z Randym. Co ja gadam! Przez większość rozdziału szczerzyłam się jak głupia do ekranu. Jak dostanę przedwczesnych zmarszczek to będzie tylko i wyłączeni twoja wina :P No, ale co do Randy'ego to koleś jest nienormalny, ale ja wariatów ubóstwiam, więc pewnie bym się z nim dogadała.
    O i pojawiły się centaury. Interesujące stworzenia i to w dodatku dość wygadane. Leyzzi też mnie zaintrygował, choć może i jakieś superważnej roli tutaj nie odgrywał.
    Co ja mogę dodać? Po prostu uwielbiam to opowiadanie i twój humor. To takie idealne połączenie na rozrywkę na wieczór. Czekam na kolejny rozdział. Błagam, powiedz, że nie każesz nam czekać tak dłuuugo...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. No to oficjalnie obiecuję, że dodam coś szybciej niż zwykle :P Widocznie muszę się zobowiązywać, żeby motywacja nie pryskała ^^

    Baaaardzo się cieszę, że się spodobało i jakże wielką radość mi sprawia, gdy mogę kogoś ubawić :D Bardzo no, się cieszę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby ciebie zmobilizować do częstszego ruszania zadu stawiam takie warunki:
      1.Dodasz notę raz na 2 tygodnie.
      2. Ceną za nie dodanie noty raz na 2 tygodnie będą:
      -ochrzany codziennne;
      -brak nowych not na Opowieściach Spisanych i Adelstanie Howardzie;
      -Weryfikajca obrazkowa;
      -w przypadku braku noty przez 3 tygodnie zablokowanie
      Ciebie w dodawaniu komentarzy do OS i aH;
      -antydedykacje;
      -usuniecie linka z linków;
      -w najgorszym przypdaku Monster strzela focha.

      Usuń
  7. OMG, OMG, terror na moim własnym podwórku :D:D Ja sie tak nie bawieeeeeee, MAAAAA-MOOOOOO!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ha, Rains of Castamere! Następny przykład dobrego gustu :D
    Ok, żeby nie było, że nie o opowiadaniu: opłacało się czekać, bo rozdział wydaje mi się stosunkowo długi. Podoba mi się, że wprowadzasz coraz więcej magicznych stworzeń - akurat tu nie jestem zwolennikiem minimalizmu :D Im więcej magicznej atmosfery, tym lepiej. Podoba mi się klimat, mam dosyć ciężkiego stylu, a Ty potrafisz kilkoma słowami rozładować napięcie, co oczywiście nie oznacza, że nie ma poważnej atmosfery, kiedy trzeba.
    Na końcu mała literówka:
    "Portret poszukiwanej przedstawiał niebsiekosowłosą" - niebieskowłosą :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Muzyyka <3
    Nie wiem dlaczego, ale dzięki tobie przypominają mi się moje czasy fascynacji Hobbitem.
    Leyzzi jest niesamowicie intrygujący. Chciałabym przeczytać o nim jeszcze więcej.
    Tak strasznie lekko piszesz, ja tak nie potrafię.
    A tak ogólnie to jest niesamowite ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz mi wybaczyć moje nieogarnięcie, bo bloga tu mam od paru dni dopiero ;d
      A kropki to ja wstawiam gdzie tylko się da. xd Taki mój dziwny nawyk .
      I cieszę się, że Ci się podoba. Nowy odc. może już nawet dziś ;) A weryfikacja obrazkowa już wyłączona ;d

      Usuń
  10. Początkowo zdziwiłam się, że taki krótki rozdział, ale gdy przeczytałam, zobaczyłam, że jest ciąg dalszy, co - nie ukrywam - wywołało uśmiech na mojej twarzy. I tutaj mogę się rozpisać już całkowicie na temat wrażeń itp...
    Więc, jedziemy z koksem!
    Zaczęłam czytać dlatego, że tak jakoś spodobał mi się Twój szablon. nie dość, że ma niesamowicie fajne kolorki ( i są niby takie stonowane, ale jednak jak na mnie dość żywe - te z tła, oczywiście! to jeszcze są takiej świetnej jakości.) W dodatku nagłówek jest wręcz genialny *.* Łuk, łuk, łuk! I po prawej elfka! No, chyba do lepszego raju trafić nie mogłam *.* Czy ja umarłam???
    Bo ja naprawdę, naprawdę, naprawdę uwielbiam elfy! Elfy, wampir i czarodzieje są the best! Przy czym najbardziej wampiry, ale kiedyś na ich miejscu były elfy. I podkreślę, że wampajarki to takie, co się jednak boją słońca i nocami tylko grasują ;d No, jeszcze TVD, ehh... Ale tu o treść chodzi, cholera jasna!
    Potem zaczęłam czytać. I jak przeszłam przez krótciutki prolog to aż mnie coś ścisnęło! Miałam ochotę zabić tego złego faceta. Tak się nad nim poznęcać, żeby odpłacić mu za wilczka :(
    I potem jakoś tak poszło, że bez wytchnienia zaczęłam pochłaniać kolejne części ( oczywiście w międzyczasie siostra mnie zgoniła, dlatego był długi przestój, ale jak wróciłam to znów czytałam). i chyba pierwszy raz w dwa dni przeczytałam 4 rozdziały + 2 części prologu na jednym blogu, hahha xd
    A tajemnica tego wyczynu właściwie nie jest tajemnicą. Po prostu bardzo ciekawie piszesz. I nie sprawiasz, że opowiadanie ma czysto poważną formę. potrafisz wpleść w nie nutkę dobrego humoru i zabawy. Muzyka, co prawda, trochę takiej powagi dodaje, ale jak się czasami czyta rozmowy między poszczególnymi bohaterami albo refleksje postaci, to człowiek ciągle ma wyszczerzone jak debil zęby, no! Podoba mi się to i to bardzo! Wiesz co? Żałuję, że tak szybko wszystko nadrobiłam, bo chciałabym więcej Twojej twórczości. Jesteś po prostu świetna. I w dodatku tak trochę nie teges jak i ja ;d Więc... witaj, bratnia duszo! My - psychiczni - powinniśmy trzymać się razem ;d
    Bałaś się mojego podsumowania, a ono jest proste. Po prostu masz tak ciekawy, lekki i przyjemny i w dodatku oryginalny ( jak mi się wydaje, kiedy czytam ) styl pisania, że po prostu pochłania się Twoje twory jednym tchem! Więc jak dla mnie jest zaje - kurczątko - biście! Czyli nie było się czego bać ;d
    I mam nadzieję, że obejrzałaś serial, bo fajne seriale zawsze są naaajważniejsze! ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na http://krok-huncwota-czyli-psota.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział. Albo jestem nadzwyczajnie głupia ( w co nie wątpię ;d ) albo nie ma u Ciebie miejsca na powiadomienia. Więc nie wiem, czy powiadamiać, czy nie :D

      Usuń
    2. Zakładka Informator :D
      MIL! Czy jam mam przyjść i zoomu dać ci w twój leniwy zad?!
      Ja wiem, nie przyzwyczajonaś do rygoru wojskowego. Daję ci jeszcze tydzień, a potem... BIADA CI!
      adelstan-howard i opowiesci-spisane (chciałas długo to masz)

      Usuń
  11. Jestem! W końcu! xD
    Główna bohaterka jest trochę rozchwiana emocjonalnie, nieco to... czasami trochę dziwnie się to czyta, o. Ale podoba mi się, coraz bardziej. Widać, że bawisz się tym opowiadaniem, piszesz bo chcesz, a nie dlatego, bo musisz i wierz mi, to da się odczuć. I o to chodzi! :)
    Hehehe, naszła mnie głupia myśl przy opisie wnętrza wybudowanego przez krasnoludów: po co tacy ludzie budują takie ogromne wnętrza, skoro sami są... malutcy i nie jest im to potrzebne? heehehe, taka tam refleksja, nie zwracaj uwagi.

    Możesz usunąć ten cień za tekstem? Utrudnia czytanie max ;/
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie jest to irytujące aż tak ;)
      Super, teraz jest czytelnie! :D

      Usuń
  12. Mhmhmhmhm (przypominam że wielka Ryksa patrzy)

    OdpowiedzUsuń
  13. UWAGA! UWAGA! (głos z głośnika na środku jakiegoś placu czy dworca)
    Nadajemy specjalny komunikat dla Mil.
    'Zmarznięci' zostają zawieszeni do czasu następnej notki na liv-solterra. Wszystkie zażalenia prosimy kierować na opowiesci-spisane. Mil, nie poznasz puenty o Ptaku jeżeli nie napiszesz szybko nowej noty. Ptak będzie prześladował cię do końca twoich dni, a jeżeli będę bardzo zdesperowana to mój avatar i nick mogą się bardzo zmienić...

    OdpowiedzUsuń
  14. LITOŚCI!!!

    pracuje nad tym!!! pracuje jak moge!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma tak! Ma być wynik nie chęci! Do cholery(smaga biczem) PRACOWAĆ MI TU NIE LENIĆ SIĘ DUPĘ RUSZYĆ!!!!!!

      Usuń
    2. No! Wynik ma być kurwa rezultaty!!! Ruszyć ten ogromny zad i zacząć pisać!!!

      Usuń
  15. Ban na wychodzenie z warowni !

    Blond... warkocz... Randy <3

    OdpowiedzUsuń